Trzęsie się na wietrze samotny kwiat
Nadchodzi fala na biały piasek
Miliardy uśmiechów starte są w pył
Na mojej głowie kiełkuje ostnica
Skiffy, hunowie są w przydrożnej kawiarni…
Świat, który znaliśmy, zbliża się ku końcu
Nowy dzień w kamuflażu,
nowy bóg w bryczesach
Utrata złudzeń w odległością ku twarzy
Wszystko, o czym tutaj wiedziałem, leży pod szkłem
Wszystko, co ceniłem, czeka z nożem za rogiem
Ale pamiętam Cię, moja droga
Jesteś jedynym świętem i w tym cały ja
Wytłumaczyła początek, nauczyła kochać
I kiedy umierasz, - jak z tym żyć
W papierosowym dymu tańczy biurko
On szukał twoje słowo, lecz go nie znalazł.
We mnie przez tyle lat rozpadało się jedzenie
Obserwowałem, jak w ziemi topili miasta
Czasami półmartwy, najczęściej - ledwo żywy…
Dziękuję Ci, kochana, że byłaś ze mną
Próbowałem przebić wyjście do nowego życia
O czym żałujesz, opowiedz o tym
Nie potrafiłem lecz próbowałem i po tamtej stronie
Przy mnie oddychała świeca na samotnym oknie
Twoja konceptualność - życzyć i mieć
W złotych czaszkach śpi sieć neuronowa
Szukałem sprawiedliwości, bojąc się utonąć
W swoim własnym mroku przeszedłem tę drogę
Ty - Himalaje, lodowaty ocean
Moja droga, mój przepiękny romans
Jeżeli szukacie piosenek na tej fali, -
Drogę Tobie wskaże mój cień na ścianie
Mój cień na ścianie
Mój cień na ścianie…